8 filmów o zimnej wojnie, które warto obejrzeć. Wyścig zbrojeń, broń atomowa, szpiedzy i nieustanna rywalizacja ideologiczna i militarna – przez kilka dekad ZSRR i Stany Zjednoczone toczyły ze sobą korespondencyjny pojedynek. Nie powinno dziwić, że zimna wojna jest chętnie wybieranym motywem przewodnim w filmach fabularnych.Polacy stworzyli dla swoich potrzeb własny obraz Czeczenii. Czarno-biały. Nieco już zakurzony. Niewytrzymujący spotkania z Czeczenią. Patrzmy na wojny czeczeńsko-rosyjskie przez pryzmat własnej historii, wyobrażeń o państwie i narodzie. Czeczenów postrzegamy jako "mały, dzielny naród", który od wieków pragnie wyzwolić się spod rosyjskiego jarzma. Widzimy odważnych czeczeńskich bojowników, którzy pokonali rosyjskie czołgi, widzimy dorosłych mężczyzn w papachach tańczących po okręgu. Widzimy rzesze uchodźców. Potem, nie wiadomo dlaczego, wspominamy już tylko teatr na Dubrowce, szkołę w Biesłanie, lotnisko w Moskwie. Zdajemy sobie sprawę, że nasz obraz wymaga odświeżenia. Poszukujemy nowych elementów, nowych postaci, nowych "prawd". Czytelnikom znudziły się wymyślone światy, opowieści o niczym, narkotyczne wizje artystów. Ludziom brakuje prawdziwych bohaterów - napisał na blogu Arkadij Babczenko. Brakuje realnych ludzi, którzy widzieli życie, przeżyli wojnę. Bohaterów autorefleksyjnych, którzy zadają sobie podstawowe pytania dotyczące człowieczeństwa, życia i śmierci. Nowy realizm w literaturze wojennej? Jakich "prawd" o Czeczenii dostarczają nam wydane w ciągu ostatnich lat w naszym kraju książki rosyjskich i czeczeńskich autorów: Zachara Prilepina (ros. 2004, pol. 2005) ( czytaj tekst Tomasza Mroza o Prilepinie w dodatku "Polska-Rosja. Rozmowa niekontrolowana" ), Germana Sadułajewa (ros. 2006, pol. 2011), Arkadija Babczenki (ros. 2001, pol. 2009), Władimira Makanina (ros. 2008, pol. 2009)? Czy zmieniają nasze wyobrażenia o tej republice, czy też nas w nich utwierdzają? Rosyjska literatura wojenna Liczne wojny prowadzone przez carską Rosję, a następnie Związek Radziecki stanowiły treść i tło wielu powieści, dostarczały inspiracji oraz były źródłem szeregu skrajnych przeżyć i doświadczeń, które przelewano na papier w postaci wspomnień, szkiców, powieści. W XX w., w rosyjskiej literaturze wojennej dominują powieści inspirowane Wielką Wojną Ojczyźnianą. Nie brakuje literatury monumentalnej i konformistycznej. Chruszczowowska odwilż pozwala na częściowe odczarowanie czasów wojny (np. Gieorgij Bałkanow, Bułat Okudżawa). Osiąga ono apogeum w okresie pierestrojki. Ukazują się (nieraz po latach) takie powieści jak "Życie i los" Wasilija Grossmana, epopeja Wiktora Astafiewa "Przeklęci i zabici". Ukazuje się literatura łagrowa (Warłam Szałamow, Aleksander Sołżenicyn). Zmienia się sposób pisania o wojnie i państwie. Zamiast patosu - krytyka. Zamiast heroizmu - strach i zwątpienie w sens wojny. Realizm opisu miejscami przechodzący w naturalizm. W podobnym duchu pisze się o późniejszych wojnach. Najpierw o Afganistanie (np. Jermakow). Później o dwóch wojnach czeczeńsko-rosyjskich. Piszą Rosjanie, Czeczeni, żołnierze i cywile. Do najnowszych publikacji należą utwory Artura Cziornogo, Konstantina Siemienowa, Wiaczesława doświadczenia wojenne prezentowane są w nowej formie, na audiobookach oraz blogach, na stronach poświęconych literaturze wojennej: "Okopka" ( i "Art of War" ( Na rynku nie brakuje również literatury "prosystemowej" (na przykład utworów Aleksandera Prochanowa określanego przez oponentów mianem "słowika Sztabu Generalnego"), jednak głos literatury dotyczącej Czeczenii wpisuje się w szeroki nurt rewizji stereotypowych wyobrażeń o wojnie. Nie inaczej jest w przypadku "Dziesięciu kawałków o wojnie" Arkadija Babczenki, "Jestem Czeczenem" Germana Sadułajewa, "Patologii" Zachara Prilepina i "Asana" Władimira Makanina. Każda z tych książek opisuje tę samą i zarazem inną wojnę. Wojny w Czeczenii Wojna w Czeczenii rozpoczęła się w 1994 roku. Doprowadził do niej nie pojedynczy incydent bądź decydent. Nie sam Borys Jelcyn, rywalizujący z Michaiłem Gorbaczowem o przywództwo, nie Dżohar Dudajew, pragnący niepodległości dla swojego narodu, i nie generałowie zdemobilizowanej po porażce w Afganistanie armii. Konflikt był wynikiem splotu okoliczności, ambicji i decyzji. Skala i nakręcająca się z upływem czasu spirala przemocy przerosły oczekiwania przywódców po obu stronach frontu. Dwuletnia kampania zakończyła się w 1996 roku porażką armii mocarstwa. Czeczeni nie poradzili sobie z nieoczekiwanie odzyskaną niepodległością. Republika zamieniała się w miejsce, gdzie kwitł handel ludźmi i narkotykami, porwania dla okupu i zwykły bandytyzm. Rośli w siłę islamscy radykałowie. Oficjalnie wejście czeczeńskich i dagestańskich bojowników do Dagestanu dało początek drugiej wojnie w 1999 roku. Było to na rękę Władimirowi Putinowi, nieznanemu jeszcze wówczas byłemu funkcjonariuszowi KGB, który torował sobie drogę na fotel prezydencki. Bombardowania, zaczystki, krwawa i bezwzględna wojna, którą rozpoczął, zmusiła rzesze mieszkańców do ucieczki. Nie była to chaotyczna operacja z 1994 roku. W ciągu kilku lat bojownicy zostali rozgromieni, odeszli do podziemia, organizując spektakularne zamachy terrorystyczne, jak zajęcie teatru na Dubrowce (2002) czy szkoły w Biesłanie (2004). Podziemie po kilku latach względnego spokoju, w ciągu których nastąpiła jego reorganizacja, dało o sobie ponownie znać w 2007 roku pod szyldem Emiratu Kaukaskiego (Imarat Kawkaz). Jego przywódcy i luźno połączone podjednostki z całego Kaukazu Północnego walczą dziś nie pod hasłami narodowowyzwoleńczymi, lecz islamskimi. Ich celem jest stworzenie państwa islamskiego na całym Kaukazie Północnym. Walczą nie tylko z miejscowymi władzami. W 2009 r. powrócili do zamachów skierowanych przeciwko ludności cywilnej, z których ostatni miał miejsce w styczniu 2011 r. na lotnisku Domodiedowo. Różne wojny, różne prawdy Liderami w nowej rosyjskiej literaturze wojennej stali się Arkadij Babczenko i Zachar Prilepin. To oni zyskali największy rozgłos, niejako nadając ton, dyktując styl. Pod ich wpływem powieści o Czeczenii zaczęto oceniać w Rosji z perspektywy "prawdy" o wojnie, jaką przekazują lub kreują. Babczenko i Prilepin piszą "własną krwią". Taką postawę w literaturze postulował już Szałamow, więzień obozów, znany autor literatury łagrowej. Nie pisarze idą dziś na wojnę, a uczestnicy wojny - poborowi, OMON-owcy (OMON - Oddział Milicji Specjalnego Przeznaczenia) - wracają z niej, stając się popularnymi pisarzami. Babczenko i Prilepin na pierwszą wojnę czeczeńsko-rosyjską zostali wysłani jako żołnierze poborowi. Dobrowolnie pojechali na drugą. Jako żołnierze kontraktowi tzw. kontraktnicy. To słowo długo jeszcze w oczach większości Czeczenów będzie budzić grozę, odrazę i pogardę, będzie synonimem bezwzględnych morderców, zabijających z zimną krwią, urządzających masakry na ludności cywilnej. Dlaczego widząc horror pierwszej wojny, dobrowolnie wrócili na front? Bo wojna to "najsilniejszy narkotyk na świecie" - twierdzi Babczenko. Wrócili i doświadczenia wojny uczynili podstawą prozy - nieraz bliskiej wspomnieniom czy reportażowi. Wojna u Babczenki toczy się w koszarach. "Dziesięć kawałków o wojnie" to studium psychologiczne młodych żołnierzy, utwór autobiograficzny. Straszny, do bólu realistyczny, w swym przesłaniu antywojenny. Walki na froncie jest niewiele, bo rzeczywistość koszarowa jest gorsza niż działania wojenne. Bohaterowie przechodzą przez piekło fali, na każdym kroku są bici przez "dziadków". Brakuje im jedzenia i wody. Muszą kraść lub handlować z Czeczenami: amunicją, bronią, racami, nie zastanawiając się, przeciwko komu zostaną użyte. Marzą, by wysłano ich na front. Marzą, aby skończyło się bicie i upokorzenia. By wyszli z koszar, przestali na lotnisku w Mozdoku przerzucać trupy, których jest coraz więcej. Świat u Babczenki to rzeczywistość zezwierzęcona, patologiczna, w której bohaterowie walczą nie tylko o to, by przeżyć, ale by pozostać ludźmi. Rzeczywistość, która rodzi pytania o sens wojny, życia i śmierci. W powieści Prilepina wojna toczy się na froncie. "Patologie" to niemal reporterski opis wojny. Mistrzowsko skonstruowana opowieść trzyma nas w napięciu przez dwanaście epizodów, wyjazdów na akcje, w których bohaterowie niebezpiecznie zbliżają się do śmierci. Początkowo szczęśliwie jej unikają. Później sami zadają ciosy, mszcząc się za zabitych towarzyszy. Jest walka, na śmierć i życie, walka, w której wszystko jest proste: albo zabiją ciebie, albo ty zabijesz. W powieści praktycznie nie ma negatywnych bohaterów. Siemionycz to wzorowy dowódca oddziału młodych żołnierzy, którzy z czasem tworzą zgraną, zaprzyjaźnioną grupę. Więzami przyjaźni połączyła ich wojna. Własne życiowe doświadczenia i przemyślenia uczynił podstawą prozy również German Sadułajew, zamieszkały w Petersburgu czeczeński (rosyjski?) intelektualista. Pół Czeczen (po ojcu), pół Rosjanin (po matce). Nie uczestniczył bezpośrednio w działaniach wojennych, dotknęły one jednak jego rodzinę, przyjaciół, sąsiadów. Nie szczędzi krytyki ani Czeczenom, ani Rosjanom, rozlicza się z własnym narodem, mitami. Dla prezydenta Czeczenii - Ramzana Kadyrowa - stał się persona non grata, gdy o czeczeńskiej młodzieży wyraził się w innym tonie niż ten przyjęty w republice, zwrócił uwagę na problemy, jakie wynikają z ramzanowskiej pruderii i umoralniania na siłę. Wojna u Sadułajewa toczy się przede wszystkim w duszy człowieka, który dostrzega jej bezsens. Działania wojenne przedstawia epizodycznie. Ważniejsza jest banalna i bezsensowna śmierć niewinnych ludzi, dzieci, starców. Właściwie nie ma już wojny, jest Miasto Umarłych, w którym żyją ci, którzy odeszli: wiejski głupek w drodze po wodę, sąsiadka w drodze na pastwisko, krewni na bazarze. Nie generałowie czy politycy, lecz zwykli ludzie. Miasto Umarłych istnieje w snach, nie można o nim zapomnieć. Makanin, znany rosyjski prozaik, jako jedyny z wydanych w Polsce w ostatnim czasie autorów nie pisze na podstawie własnych życiowych doświadczeń. Kreuje nowe "prawdy" o Czeczenii (miejscami drażniąc nieznajomością realiów: bagna są tu w suchych kaukaskich górach, a dumni czeczeńscy starcy padają na kolana przed rosyjskim majorem). U Makanina wojna rządzi się prawami rynku. Nie warto dać się w tej wojnie zabić. Można za to zarobić. Akcja powieści rozgrywa się w magazynie z baryłkami ropy, nad którym czuwa major Żylin - rosyjski "przeciętniak", inżynier budowlany, który odkrył w sobie talent handlowy i negocjatorski. Handluje ropą, zarabia. Nie ma dla niego znaczenia, czy płacą mu za nią Czeczeni czy Rosjanie. Ma jednak zasady. W ramach rzemiosła handlowego jest słowny, dba o wspólników i odbiorców. Ma cel. Dokończyć budowę daczy w centralnej Rosji. Sentymenty narodowe, idee odkłada na bok. Makanin, Babczenko, Prilepin i Sadułajew to jedni z bardziej znanych twórców nowej literatury wojennej w Rosji. Dlaczego właśnie od kontraktników, emigrantów i zawodowych powieściopisarzy mamy nadzieję usłyszeć prawdę o wojnach czeczeńsko-rosyjskich? Czy sięgamy po te książki tylko dlatego, że możemy w nich znaleźć fragmenty bezkompromisowe, krytyczne względem władzy i tych, którzy w wojnie uczestniczą? Fragmenty, w których padają najprostsze ludzkie pytania o sens życia, śmierci, wojny, przyjaźni. Pytania potraktowanie nie z patosem, a autorefleksyjnie, realnie lub raczej realistycznie. Za Rosję! Za Czeczenię! Skoszarowani żołnierze z utworu Babczenki nie walczą za ojczyznę, ich celem nie jest obrona Rosji przed Czeczenami. Nie widzą sensu wojny i nie mają ochoty ani umierać, ani zabijać w imię "zaprowadzania porządku konstytucyjnego", jak oficjalnie nazywano wojnę w Czeczenii. Walczą, by przeżyć, dotrwać do końca, nie zostać zabitym przez pijanego kolegę lub Czeczena, nie wrócić w cynkowej trumnie - zwanej w żołnierskim żargonie konserwą. Brak tu patosu, brak ideologii, uczuć narodowych. Brak ich również u Makanina. Wojna "rynkowa" nie zna patriotyzmu. Nawet dawny (dodajmy: wymyślony przez autora) bóg Czeczenów, tytułowy Asan, niegdyś żądny krwi, dziś woła o pieniądze. Ideologia umiera. Umrze wraz z ostatnim pokoleniem "radzieckim". Pokoleniem ojca Żylina, sympatycznego alkoholika, który w pijanym widzie zastanawia się, czy Lenin był mesjaszem i czy Rosja ma szansę na kolejnego. Poszukuje idei, ostatnią nadzieję pokładając w Chińczykach. Nie tylko rosyjscy żołnierze nie wiedzą, o co walczą. Bohaterom powieści Sadułajewa, podobnie jak większości Czeczenów, po rozpadzie Związku Radzieckiego nie w głowie była niepodległość. Nie marzyli o wolnej (mitycznej) Iczkerii. Handlowali, próbowali wiązać koniec z końcem. Podśmiewali się z "wąsatego führera", jak autor określa Dudajewa, wzywającego do walki z ekranu telewizora. Nie rozumieli, o co chodzi odprawiającym zikr ( modlitwa opierająca się głównie na recytacji imion Allacha) bojownikom, którzy rzucali niezrozumiałe jeszcze wówczas islamskie hasła. Gdy pod koniec 1994 r. do Czeczenii wjechały rosyjskie czołgi, Czeczeni nie wierzyli, że ich własne państwo będzie z nimi walczyć. Nie uciekali przed pierwszymi nalotami. Czeczeńskie kobiety próbowały zatrzymać czołgi kwiatami. Mobilizację w szeregi Gwardii Narodowej wywołały pierwsze bombardowania. Wielu młodych mężczyzn zostało wciągniętych w wojnę, "bo tak się złożyło". Wręczono im automaty i kazano walczyć przeciwko rosyjskiej armii. Romantyczni bojownicy o wolność? Brak ich u Sadułajewa. Czeczenom z powieści "Jestem Czeczenem" współczujemy, bo ich życie, ich ojczyznę zniszczyła wojna. Trudno nam jednak zrozumieć, że bardziej niż z wolności ucieszyliby się zapewne z powrotu imperium... Imperium, którego nieoczekiwany rozpad był szokiem i tragedią dla większości jego obywateli, w tym Czeczenów. Rosja zrobiła z Czeczenów naród? "Jestem Czeczenem", mówi o sobie narrator, porte parole Germana Sadułajewa. Rosyjski tytuł nieco prowokacyjnie kończy się wykrzyknikiem. Wcześniej czuł się obywatelem Związku Radzieckiego, tak jak wielu innych jego kolegów czy krewnych. Dziś jest Czeczenem. Jako Czeczen jest kontrolowany przez milicję, przeszukiwany na lotnisku. Jako Czeczen ma trudności z wynajmem lokalu użytkowego, doświadcza obelg od FSB. Rosja zrobiła z niego Czeczena. To Rosja uformowała z Czeczenów naród - twierdzi. Nie bez ironii dziękuje Rosji, że dokonała cudu, jednocząc składające się z tejpów (wspólnot rodowo-terytorialnych) społeczeństwo, które nigdy nie było się w stanie tak naprawdę zjednoczyć i które nigdy nie stworzyło narodu (w nowoczesnym tego słowa rozumieniu). Dla nas brzmi to trochę obrazoburczo. Czeczeni walczyli przecież pod wodzą imama Szamila przeciw caratowi w XIX w., wybuchały liczne powstania. Widzimy w tym logikę, "naturalną" kontynuację walki o wyzwolenie, niepodległość. Doszukujemy się podobieństw, kontynuacji procesów. Tymczasem według Sadułajewa próżno szukać prawd i analogii w historii, lepiej poszukać ich bliżej, w rosyjskiej polityce wobec własnych obywateli - Czeczenów. "Dzieło" rosyjskich urzędników, oficjeli, oficerów FSB, dzieło "czeczenizacji" Czeczenów, kontynuuje dziś prezydent Ramzan Kadyrow, za wszelką cenę starając się odróżniać Czeczenów od Rosjan. Jego naród jest moralny, ma tradycję i kulturę, stroni od alkoholu. Rosjanie piją, źle się prowadzą. Są obcy. Nowi swoi, nowi obcy "Swój", "obcy" to pojęcia niezmiernie płynne, gotowe w sobie pomieścić politykę, historię, kulturę. Pojęcia, które można zawsze na nowo zdefiniować. Jeśli ruszyłbym na wojnę, po której stronie miałbym walczyć? - pyta Sadułajew. Słowa "my", "wy", "oni" oznaczają u Sadułajewa raz Rosjan, raz Czeczenów. I kiedyś, i dziś. U Makanina "swój" jest ten, kto jest w interesie - Rosjanin lub Czeczen. Rządzi rynek, nie idee. O odbiorców trzeba dbać niezależnie od narodowości. W interesie trzeba być uczciwym. Sentymenty i podziały narodowe można odłożyć na bok. Bohaterowie Prilepina nie mają takich dylematów. Front dzieli ludzi na swoich i obcych. Rosjan i Czeczenów (wraz z epizodycznym ukraińskim ochotnikiem zaduszonym przez głównego bohatera własnymi rękami). Jeśli ty nie zabijesz, zabiją ciebie. Nie ma miejsca na litość. Pierwsi zabici i ostatnie refleksje: czy oblani benzyną i podpaleni przez nas mężczyźni to na pewno byli bojownicy? Rozlega się dźwięk ukrytych w butach nabojów. Czeczaki - jak pogardliwie określano podczas wojny Czeczenów, to nie ofiary, lecz twoi wrogowie. Równie bezwzględni. Obcy. Walcz, zabijaj, bo zabiją ciebie i twoich przyjaciół. Kult przemocy? Wielkoruski szowinizm? Może po prostu czas wojny wymaga oddzielania swoich od obcych. Szkoda, że również w czasach pokoju, w ramach jednego państwa. "Obcość" i "swojskość" danych grup, narodów nie istnieje od wieków, lecz jest konstruowana polityczne - w przypadku Czeczenii niemalże na naszych oczach. Czytaj artykuł Grzegorza Jankowicza o reportaż Jonathana Littella z Czeczenii >> Iwona Kaliszewska jest redaktorką portalu doktorantką Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej UW. Od siedmiu lat prowadzi badania terenowe na Kaukazie Północnym. Stała współpracowniczka "Nowej Europy Wschodniej", współautorka (wraz z Maciejem Falkowskim) książki " Matrioszka w hidżabie. Reportaże z Dagestanu i Czeczenii ".
Igor przez cały czas coś mówi, nie słucham go. Nagle milknie, patrzy na mnie jakoś dziwnie i mówi: "Idziemy". Od razu czuję pustkę i chłód w środku, pojawia się jakaś myśl, ale nie pozwalam jej się pomyśleć, przeganiam ją od siebie, bo wiem co to za myśl. - Dokąd, Igor? - Idziemy - i pokazuje za moje plecy. Nie obracam się, wiem co jest za mną. Tam jest wzgórze, śnieg, a na śniegu rozciągnięta piechota, idzie, pełznie pod górę, gdzie powitają ją pociski. Na razie jest cisza, nie słychać odgłosów walki. Myśl staje się natrętna, ale zduszam ją, nie obracam się. Nie pozwolić, nie pozwolić jej się wyrwać, to wszystko kłamstwo, jestem w domu! Jestem w domu, nie wolno tylko się obrócić. - Nie, Igor. Przecież jesteśmy w domu, wszystko się skończyło, co ty, zapomniałeś? Chodź, poznam cię z Olgą, z mamą, posiedzimy, wypijemy, pogadamy. Przecież tak długo o tym marzyliśmy, pamiętasz? Nagle zaczynam się kurewsko bać. Wiem już, co on mi odpowie, i cholernie się boję. - Nie mogę, przecież jestem martwy - mówi Igor i znów pokazuje ręką za moje plecy. Obracam się. Widzę wzgórze, śnieg, rozciągnięta na śniegu piechotę. I ogłuszający, raniący uszy hałas walki. Igor znów wyciąga rękę i widzę go leżącego na śniegu. Jest daleko, ale widzę go, jakby był pięć metrów ode mnie. Leży z zadartym podbródkiem, ręką przesłaniając oczy, tak jak śpią śmiertelnie zmęczeni ludzie. W głowie Igora, nad lewa brwią, zieje dziura, zamarznięta krew zmieszana ze śniegiem tworzy płaską warstwę lodu na jego twarzy. - Idziemy. Nie jesteś w domu. Wszyscy tam zostaliśmy, przecież wiesz. Nie odejdziemy już stamtąd. Jesteś tam - i znowu pokazuje ręką. Widzę siebie. Leżę niedaleko od Igora, również martwy, śnieg zalany jest krwią, moją krwią, a naokoło wspina się piechota i pada, ślizga się na mojej krwi. Do diabła, jaka szkoda. Tak chciałem być w domu, a mnie zabili. I muszę iść tam - jestem martwy, nie mogę zostać wśród żywych. Igor przez cały czas coś mówi, nie słucham go. Nagle milknie, patrzy na mnie jakoś dziwnie i mówi: "Idziemy". Od razu czuję pustkę i chłód w... Rozwiń
thriller. wojenny. Pewnego dnia Grace dowiaduje się, że jej mąż Sam , żołnierz armii amerykańskiej, ginie w czasie tajnej misji. Wiadomość o śmierci Sama to cios dla całej rodziny. Jego brat Tommy zaczyna pomagać zrozpaczonej dziewczynie. WIĘCEJ. Netflix - Najlepsze i najnowsze filmy po premierze z gatunku wojenne.Filmy wojenne zagościły na ekranach na bardzo wczesnym etapie rozwoju kina. Trudno się dziwić, w tym gatunku jest wszystko, co najbardziej przykuwa ludzką uwagę – przemoc, akcja, napięcie, dramat. W czasie wojny wszystko ulega zintensyfikowaniu, dlatego filmowcy lubią się mierzyć z tematyką wojenną. Zobaczcie, którzy z nich w tym gatunku sprawdzają się najlepiej. Filmy wojenne pokazują ludzi w najbardziej dramatycznych okolicznościach, jakie można sobie wyobrazić. Wielu ryzykuje najcenniejszym aktywem, jakie posiada – własnym życiem – dla jakiejś idei. Inni są mimowolnie wciągani w konflikt. W takich okolicznościach wszystko ulega przewartościowaniu, zwielokrotnieniu i niesamowitemu przyśpieszeniu. Emocje i uczucia są silniejsze niż kiedykolwiek, a czyny bardziej znaczące. Nie dziwi więc, że kino uwielbia tematykę wojenną. Jest to okazja do pokazania nie tylko spektakularnych scen walki, ale także wspominanych emocji. Najlepsze filmy wojenne Filmy wojenne powstawały już w czasach kina niemego. Po ten gatunek sięgnął nawet legendarny Charlie Chaplin w filmie „Charlie żołnierzem”, który uznaje się za pierwszy film wojenny w historii. Od tego czasu gatunek ten niesamowicie się rozwinął. Bardzo chętnie sięgają po niego Amext-align: center;">8. Helikopter w ogniu (Black Hawk Down, 2001) Ridley Scott uwielbia robić widowiskowe kino. Nie inaczej jest w przypadku produkcji „Helikopter w ogniu”. Sięgnął tutaj po historię, która wydarzyła się naprawdę. Wojskowa operacja sił amerykańskich na terenie pogrążonej w wojnie domowej Somalii nie powiodła się. Podczas próby porwania dwóch przywódców zbuntowanych Somalijczyków zostają zestrzelone dwa amerykańskie helikoptery. Kilku żołnierzy w ruinach miasta, otoczeni przez wrogich Somalijczyków musi czekać na pomoc. Film doskonale oddaje nastrój i dramatyzm sytuacji. 7. Dunkierka (Dunkirk, 2017) Film „Dunkierka” wraca do I wojny światowej. Christopher Nolan, który do tej pory słyną z filmów o Batmanie ze sporą dozą efektów specjalnych, tym razem postawił na realizm. Odtwarzając historię ewakuacji wojsk brytyjskich z francuskich plaż w Dunkierce, chciał, aby wszystko było jak najbliższe faktów. Nawet obsadę dobierał, pod względem fizjonomii. W efekcie powstał film nie tak spektakularny, jak setki inny filmów wojennych, ale za to niezwykle prawdziwy, surowy, w którym czuć faktyczny strach, desperację, ale i heroizm. 6. Cienka czerwona linia (The Thin Red Line, 1998) Tym razem przenosimy się w realia II wojny światowej, w sam środek konfliktu amerykańsko-japońskiego. Oddział żołnierzy USA ląduje na wyspie na Pacyfiku, gdzie nieoczekiwanie spotyka się z oporem ze strony Japończyków. Dla osaczonych Amerykanów wojna przestaje być walką z wrogiem, ale o ocalenie samych siebie. Opresyjna sytuacja wyzwala w nich emocjonalne reakcje, które mocno wstrząsają widzami. Film powstał na podstawie bestsellerowej książki Jamesa Jonesa. 5. The Hurt Locker (2008) Kino wojenne coraz chętniej odwołuje się do współczesnych konfliktów zbrojnych, a tych niestety nie brakuje. Kathryn Bigelow postanowiła zekranizować historię rozgrywającą się w czasie ostatniego konfliktu w Iraku, który rozpętał się po atakach na World Trade Center. Wówczas bezpieczny wydawałoby się świat Amerykanów został całkowicie zburzony. Saperzy wysłani na ziemie wroga nie mogą zaufać nikomu. Nawet niewinnie wyglądające dziecko może mieć bombę pod ubraniem. Ten film trzyma w napięciu i podważa sens wojny. 4. 1917 (2019) Ten film to prawdziwa niespodzianka. Zdobywca Złotego Globu w kategorii najlepszy film dramatyczny w reżyserii Sama Mendesa przenosi widzów do tytułowego 1917 roku, na front I wojny światowej. Dwaj brytyjscy szeregowcy Schofield i Perry otrzymują misję przedarcia się za linię wroga, aby przekazać rozkaz odwołujący atak, który w świetle nowych informacji nie ma najmniejszych szans powodzenia. Gra toczy się o życie 1600 żołnierzy w tym brata Schofielda. Akcja wciąga widza od razu. Rajd młodych żołnierzy jest pełen dramatyzmu i napięcia. 3. Szeregowiec Ryan (Saving Private Ryan, 1998) „Szeregowiec Ryan” szybko wszedł do kanonu kina wojennego. Jego akcja opowiada epizod z II wojny światowej. Z jednej amerykańskiej rodziny czterech synów walczy na froncie wojennym. Aż trzech z nich poniosło śmierć. Dlatego amerykańskie dowództwo wysłało garstkę najlepszych ludzi, żeby ratowało ostatniego z braci i bezpiecznie odstawiło go do domu. Oddział pod dowództwem kapitana Johna Millera stara się znaleźć sens we własnej misji i przetrwać. Film choć zekranizowany z typowym amerykańskim patosem, uderza we właściwe nuty. 2. Full Metal Jacket (1987) „Full Metal Jacket” to jeden z najlepszych filmów wojennych i zarazem jeden z najlepszych w karierze Stanleya Kubricka. Portretuje w nim młodych szeregowców, którzy przyjeżdżają do obozu szkoleniowego, gdzie trafiają pod opieką sadystycznego sierżanta Hartmana. Szkolenie ma ich przygotować do wyjazdu do Wietnamu. Szybko okazuje się, że pobyt w ośrodku może być takim samym koszmarem, co wojna sama w sobie. Jeden z rekrutów, wyszydzany Leonard, przestaje sobie radzić z wojskowym drylem. Widmo tragedii wisi w powietrzu, i to wcale bez wyjeżdżania na faktyczną wojnę. Film pokazuje, jak destrukcyjnym środowiskiem jest wojsko w ogóle. Mocny film. 1. Czas apokalipsy (Apocalypse Now, 1979) Absolutnym numerem jeden kina wojennego jest „Czas Apokalipsy” Francisa Forda Coppoli. Jest to luźna ekranizacja powieści Josepha Conrada „Jądro ciemności” przeniesiona w realia wojny w Wietnamie. Opowiada historię kapitana Willarda (Martin Sheen), który otrzymał misję powrotu do piekła, odnalezienia i zlikwidowania pułkownika Kurtza (Marlon Brando), który odrzucając rozkazy dowództwa wojskowego USA, zaszył się w dżungli. Willard wraca w odmęt wojny, która rozgrywa się także w umysłach. Wiele ze scen z filmu zyskało status kultowych, jak choćby ta z nalotem helikopterów w rytm słynnego „Cwału Walkirii” Ryszarda Wagnera. Dokument opowiada o codziennym życiu mieszkańców Sarajewa podczas brutalnej wojny w Bośni w 1997 roku. Wydarzenia ukazane w filmie poprzedzają jednocześnie legendarny koncert zespołu U2. Tematem przewodnim „Kiss the Future” są wspomnienia Billa Cartera – pracownika organizacji charytatywnej, opublikowane w książce „Fools Rush Znacie jakieś ciekawa filmy o wojnie w Czeczeni ? które ukazują zbrodnie rosyjskich wojsk na ludności tego kraju ?
Subskrybuj: https://www.youtube.com/channel/UCwkaMV7Q5GaI3aEAus2eYrAHistoria Stanów Zjednoczonych. Wojna secesyjna.#historia #usa
1Tf1s.